piątek, 11 lipca 2014

Sen o martwym jeleniu i opuszczonej restauracji w sanatorium górskim

Zimą wcześnie zapada zmierzch. W ciemniejącym lesie słychać strzał. W oddali poruszające się szybko światła pochodni. Martwy jeleń leży na krzewach borowin. Jego rana zamiast krwi pełna jest borówek.

"Martwy jeleń" rysunek piórkiem i kredkami ołówkowymi.
Zaśnieżone otwarte przestrzenie miasteczka sanatoryjnego. Wysoki na 3 metry nasyp kolejki
górskiej dzieli miasteczko na dwie części- tę od strony lasu- na wschód; i tę od strony gór- na zachód. Na nim przysypany śniegiem stoi mój zamarznięty samochód. Nie ma życia. Cisza. W sanatoryjnej restauracji na nakrytych bogato stołach niedojedzone dania, jakby wszyscy na znak orkiestry opuścili jadalnię do tańca. Ćmią się świece w złoconych kandelabrach. Okna przysłonięte ciężkimi zasłonami ciemnieją wraz z zapadającą nocą. Nad jadalnią ciemnieje okopcony świecami złocony sufit.
Opuszczona kuchnia, tafle metalowych blatów i wilgoć w powietrzu. Chodzę po tej kuchni zaglądając za nieznane drzwi. Jedne z nich kryją schowek na przetwory owocowe. Od dołu do góry piętrzą się na półkach słoje z konfiturami...ślinka leci
Przede mną daleka podróż w noc.
"Przetwory owocowe" rysunek piórkiem w zeszycie.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę podpisz się pod komentarzem. Dziękuję.